Szwajcaria to nie tylko strome, górskie przełęcze! Zwłaszcza Szwajcaria Północna i częściowo Centralna w okolicach Lucerny, to dość łagodne i wcale nie mniej widokowe trasy. A jeśli się bardo chce, to można i nawet jeździć praktycznie w większości po płaskim – kręcąc się w okolicach jezior, chociażby Jeziora Czterech Kantonów. Kto nie wierzy, niech zobaczy sobie na poniższej mapie naszą trasę i jej profil wysokości. A także zerknijcie do drugiego tekstu, w którym się bardziej przyjrzę ciekawym miejscom w okolicach Jeziora Czterech Kantonów.
Szwajcaria to jeden z tych krajów, na myśl o którego trasach rowerowych robię się zazdrosny. Ciągnące się kilometrami, dobrze oznakowane trasy rowerowe, specjalne pasy, przejazdy, śluzy. Kapitalne odcinki biegnące wzdłuż głównych dróg, ale też specjalnie dla rowerów wydrążone tunele. A nawet jeśli takowych nie ma, to często wzdłuż trasy biegnie chodnik, który również ma nawierzchnię asfaltową i jazda po nim praktycznie niczym nie różni się od jazdy po drodze. Jazda rowerem po Szwajcarii, to bez dwóch zdań czysta przyjemność. Nic nie telepie, kostka się nie trzęsie, jest równo, ale też – co najważniejsze – bezpiecznie. Nie ma obawy, że ktoś nas minie na gazetę, czy zepchnie do rowu. Bo nie wiem czy wiecie, ale Szwajcarzy mają zaraz po Norwegach najbezpieczniejsze drogi w Europie. Jest tutaj zaledwie 26 wypadków śmiertelnych na milion mieszkańców rocznie.
Niemniej planując wypad w kierunku popularnych, turystycznych miejscowości, dobrze sprawdźcie trasy. Bo bywają też dość ruchliwe i oblegane – szczególnie w weekendy i dni wolne, kiedy to Szwajcarzy chętnie wyjeżdżają na wycieczki. Zwłaszcza na alpejskich serpentynach może być czasem ruch, więc co polecam, to pokonywanie takich tras wcześnie rano, albo późnym popołudniem, aby jak najdłużej cieszyć się ciszą. A najlepiej to planować takie odcinki poza weekendami i dniami wolnymi tak jak zrobiliśmy my.